Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2014
Dystans całkowity: | 1063.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 46:40 |
Średnia prędkość: | 22.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.00 km/h |
Suma podjazdów: | 889 m |
Suma kalorii: | 7272 kcal |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 81.77 km i 3h 35m |
Więcej statystyk |
Zebrane z tygodnia
Piątek, 6 czerwca 2014 | dodano:09.06.2014
Km: | 45.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:20 | km/h: | 19.29 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Rower: | trek 7.3 |
Cały tydzień kursowania praca- dom-sklep-działka.
Z przyjemności- zostałam zaproszona jako osoba o ciekawym hobby na lekcję do 2c. Fajnie było :) I dzieciaki inaczej patrzą na dyrektora ;)
Z przyjemności- zostałam zaproszona jako osoba o ciekawym hobby na lekcję do 2c. Fajnie było :) I dzieciaki inaczej patrzą na dyrektora ;)
W burzy i po burzy
Czwartek, 5 czerwca 2014 | dodano:05.06.2014
Km: | 32.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:27 | km/h: | 22.41 |
Pr. maks.: | 34.00 | Temperatura: | 17.0 | Rower: | trek 7.3 |
Ledwo wyjechałam za Trzebiatów, rozległo się pierwsze mruczenie, za chwilę lunął deszcz, który zmoczył mnie doszczętnie. Do tego silny wiatr prosto w twarz. W Górzycy znów zepsute rogatki. Powrót po deszczu i z wiatrem. Ale trochę zmarzłam.
Przed siebie
Niedziela, 1 czerwca 2014 | dodano:01.06.2014Kategoria Nad Bałtyk
Km: | 120.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:27 | km/h: | 22.02 |
Pr. maks.: | 41.00 | Temperatura: | 15.0 | Rower: | trek 7.3 |
Wyjechałam z Trzebiatowa, gdy tylko zjadłam wczesny obiad, a zza chmur zaczęło wyglądać słońce. Założyłam sobie kolejna setkę w tym roku. Ruszyłam w stronę Kołobrzegu. Jednak nie jak zazwyczaj przez Mrzeżyno, tylko przez Gołańcz ( Mrzeżyno zostawiłam na powrót, żeby w Nowielicach do teściów na ciasto wstąpić i przez chwilę poczuć się dzieckiem) Przed Bezprawem wjechałam na ścieżkę rowerową poprowadzoną dawnym nasypem kolejowym i dotarłam nią do skrzyżowania przed Gościnem. Dalej pojechałam do Dygowa. Po drodze podziwiałam pola i kwitnące łąki. Na chwilę zatrzymałam się na moście nad Parsętą.
Jechało mi się podejrzanie dobrze. Okazało się, że wiatr, który miał być północno-wschodni był... północno- zachodni. Dotarłam aż do Dobrzycy, ale nie zajeżdżałam do ogrodów Hortulus, bo zwiedzanie ich ma sens z kimś, by dzielić się zachwytem. A ja już raz tam byłam o podobnej porze.
O tym jaki jest kierunek wiatru boleśnie przekonałam się zaraz za Dobrzycą, gdy znalazłam się na krajówce. Na szczęście tym otwartym terenem narażona na wiatr i samochody jechałam tylko kilka kilometrów, gdyż szybko skręciłam do Ustronia Morskiego, gdzie zaplanowałam sobie przerwę.
Usiadłam w ulubionej cukierni (lubię ją, bo mają stojak rowerowy) i po zasileniu akumulatorków zeszłam na chwilę na plażę.
Ponieważ wyszło słońce, było tu już sporo ludzi. Nie miało sensu sterczeć tu dłużej.
Skręciłam w promenadę nadmorską. Wiem, że na mojej szosówce wyglądam na tej ścieżce rowerowej niczym pirania w stawie z karpiami. Nie potrafię jednak odmówić sobie przyjemności jazdy wzdłuż plaży, mając po jednej stronie Bałtyk, po drugiej mokradła i łąki. Jej zaletą jest jeszcze i to, że biegnie w obniżeniu i wiatr nie jest tu tak uciążliwy.
Przed Kołobrzegiem zachowywałam się jednak trochę jak Furia Gburia zganiając z wąskiej w tym miejscu drogi rowerowej łażących po niej pieszych- obok mają szeroki chodnik.
Szybko wydostałam się z Kołobrzegu, popełniając dwa wykroczenia- najpierw jechałam pod prąd , śmiejąc się przy tym ze stojących w korku aut. (policję też minęłam, ale oni mieli ważniejsze sprawy niż upominanie zielonej rowerzystki). Drugim wykroczeniem był przejazd przez remontowany most, remont trwa już dosyć długo i zazwyczaj mijałam go, przejeżdżając przez centrum miasta. Tym razem przyjrzałam się, co robią kołobrzeżanie i zrobiłam to samo- przelazłam przez dziurę w płocie, przeszłam po moście kolejowym i kolejną dziura dotarłam do drogi. Potem było już prosto- ścieżką rowerowa do Rogowa, a stamtąd do Nowielic, gdzie teściowa czekała z ciastem. Zjadłam, wypiłam herbatę, poplotkowałam i pojechałam do domu.
Jechało mi się podejrzanie dobrze. Okazało się, że wiatr, który miał być północno-wschodni był... północno- zachodni. Dotarłam aż do Dobrzycy, ale nie zajeżdżałam do ogrodów Hortulus, bo zwiedzanie ich ma sens z kimś, by dzielić się zachwytem. A ja już raz tam byłam o podobnej porze.
O tym jaki jest kierunek wiatru boleśnie przekonałam się zaraz za Dobrzycą, gdy znalazłam się na krajówce. Na szczęście tym otwartym terenem narażona na wiatr i samochody jechałam tylko kilka kilometrów, gdyż szybko skręciłam do Ustronia Morskiego, gdzie zaplanowałam sobie przerwę.
Usiadłam w ulubionej cukierni (lubię ją, bo mają stojak rowerowy) i po zasileniu akumulatorków zeszłam na chwilę na plażę.
Ponieważ wyszło słońce, było tu już sporo ludzi. Nie miało sensu sterczeć tu dłużej.
Skręciłam w promenadę nadmorską. Wiem, że na mojej szosówce wyglądam na tej ścieżce rowerowej niczym pirania w stawie z karpiami. Nie potrafię jednak odmówić sobie przyjemności jazdy wzdłuż plaży, mając po jednej stronie Bałtyk, po drugiej mokradła i łąki. Jej zaletą jest jeszcze i to, że biegnie w obniżeniu i wiatr nie jest tu tak uciążliwy.
Przed Kołobrzegiem zachowywałam się jednak trochę jak Furia Gburia zganiając z wąskiej w tym miejscu drogi rowerowej łażących po niej pieszych- obok mają szeroki chodnik.
Szybko wydostałam się z Kołobrzegu, popełniając dwa wykroczenia- najpierw jechałam pod prąd , śmiejąc się przy tym ze stojących w korku aut. (policję też minęłam, ale oni mieli ważniejsze sprawy niż upominanie zielonej rowerzystki). Drugim wykroczeniem był przejazd przez remontowany most, remont trwa już dosyć długo i zazwyczaj mijałam go, przejeżdżając przez centrum miasta. Tym razem przyjrzałam się, co robią kołobrzeżanie i zrobiłam to samo- przelazłam przez dziurę w płocie, przeszłam po moście kolejowym i kolejną dziura dotarłam do drogi. Potem było już prosto- ścieżką rowerowa do Rogowa, a stamtąd do Nowielic, gdzie teściowa czekała z ciastem. Zjadłam, wypiłam herbatę, poplotkowałam i pojechałam do domu.