Kluczborski Maraton Rowerowy
Sobota, 13 lipca 2013 | dodano:16.07.2013
Km: | 85.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:51 | km/h: | 22.21 |
Pr. maks.: | 53.00 | Temperatura: | Rower: | trek 7.3 |
Kąpiel błotna była chyba największą atrakcją maratonu w Kluczborku. Skorzystał każdy, kto w ten deszczowy dzień zdecydował się jednak wsiąść na rower i ruszyć na wyznaczoną przez organizatorów trasę. W zamyśle pewnie miała być malownicza i piękna … i pewnie taką była, jednak w strugach deszczu trudno podziwiać ukwiecone łąki i piękne , zadbane śląskie wsie.
A jednak kilka takich urokliwych miejsc udało mi się zauważyć (chociaż Ci, którzy wiedzieli, że zmieniłam rower powątpiewali, czy nadal będę to piękno wokół mnie zauważać). Drewnianie domy, niewielkie kościółki i pola, a nawet pachnący żywicą i grzybami las. No i pagóreczki wśród których wiła się droga. i jeszcze pątnicy zmierzający mozolnie w deszczu w stronę dalekiej wciąż Częstochowy.
Organizacyjnie-och wiele dałoby się powiedzieć na temat rozpływających się na deszczu strzałek, czy wycieczce w kierunku Praszki. Tym razem to znowu nie my zgubiłyśmy drogę, choć niewiele brakowało.
Jechało się w deszczu, ani dobrze, ani źle, choć westchnienia Gui zza moich pleców wskazywały raczej, że gorzej niż lepiej. Ale deszcz i zimno odchodzą na drugi plan, gdy spotyka się ludzi uśmiechniętych i ciepłych. Takich jak panie na punkcie żywieniowym, takich , co na mecie czekają z gorącą zupą i ciepłym słowem i uśmiechem cenniejszym niż cokolwiek innego.
A jednak kilka takich urokliwych miejsc udało mi się zauważyć (chociaż Ci, którzy wiedzieli, że zmieniłam rower powątpiewali, czy nadal będę to piękno wokół mnie zauważać). Drewnianie domy, niewielkie kościółki i pola, a nawet pachnący żywicą i grzybami las. No i pagóreczki wśród których wiła się droga. i jeszcze pątnicy zmierzający mozolnie w deszczu w stronę dalekiej wciąż Częstochowy.
Organizacyjnie-och wiele dałoby się powiedzieć na temat rozpływających się na deszczu strzałek, czy wycieczce w kierunku Praszki. Tym razem to znowu nie my zgubiłyśmy drogę, choć niewiele brakowało.
Jechało się w deszczu, ani dobrze, ani źle, choć westchnienia Gui zza moich pleców wskazywały raczej, że gorzej niż lepiej. Ale deszcz i zimno odchodzą na drugi plan, gdy spotyka się ludzi uśmiechniętych i ciepłych. Takich jak panie na punkcie żywieniowym, takich , co na mecie czekają z gorącą zupą i ciepłym słowem i uśmiechem cenniejszym niż cokolwiek innego.