Turystyki kawiarnianej część druga:)
Niedziela, 30 grudnia 2012 | dodano:30.12.2012
Km: | 42.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 20.00 |
Pr. maks.: | 43.80 | Temperatura: | 5.0 | Rower: | cross trans pacific |
Scenariusz podobny do poprzedniego. Na hasło: "jutro będzie słonecznie, kto jedzie na wycieczkę" . Odpowiedziała Najstarsza. Ślubny ledwo mruknął ( a myślałam, że będzie chciał wypróbować decathlonowe zakupy).
Wyjechałyśmy zatem ok. 11. wystrojone w nowe ciuszki (wczoraj wykupiłam pół Decathlonu)- polarki, długie spodnie rowerowe z bardzo wygodną wkładką, ja mam jeszcze nowy cudnie seledynowy, dziecięcy kask ( no cóż ja zrobię, że nie tylko posturę mam dziecięcą- głowę też;))
Trasa mało wymagająca. Prosto do Gryfic- o tej porze droga pusta. W Gryficach chciałyśmy zjeść ciasto w "Czekoladowej Lokomotywie", niestety była nieczynna, poszłyśmy zatem do Hosso i tam zjadłyśmy coś słodkiego (Słowianka wuzetkę, ja naleśniczka), wypiłyśmy kawę i ruszyłyśmy do domu. Powrót zaplanowałam moją ulubioną trasą obok kopalni torfu w Grądach. Jest tam kawałek niezwykle malowniczego lasu i świetny zjazd. I pewien dom, z dala od innych, pochylający się coraz bardziej ku ziemi, wtapiający się w pagórek.
Pogodę miałyśmy cudną. Przez godzinę jechałyśmy nawet w pełnym słońcu.
To była jedna z tych wycieczek, gdy towarzyszy mi niezachwiana wiara w moje możliwości i niczym niezmącone uczucie wolności.
A po głowie kołatał się Grechuta (od Dzieciątka dostałam pełną dyskografię mojego ulubionego barda)
Niebieski młyn
Wyjechałyśmy zatem ok. 11. wystrojone w nowe ciuszki (wczoraj wykupiłam pół Decathlonu)- polarki, długie spodnie rowerowe z bardzo wygodną wkładką, ja mam jeszcze nowy cudnie seledynowy, dziecięcy kask ( no cóż ja zrobię, że nie tylko posturę mam dziecięcą- głowę też;))
Trasa mało wymagająca. Prosto do Gryfic- o tej porze droga pusta. W Gryficach chciałyśmy zjeść ciasto w "Czekoladowej Lokomotywie", niestety była nieczynna, poszłyśmy zatem do Hosso i tam zjadłyśmy coś słodkiego (Słowianka wuzetkę, ja naleśniczka), wypiłyśmy kawę i ruszyłyśmy do domu. Powrót zaplanowałam moją ulubioną trasą obok kopalni torfu w Grądach. Jest tam kawałek niezwykle malowniczego lasu i świetny zjazd. I pewien dom, z dala od innych, pochylający się coraz bardziej ku ziemi, wtapiający się w pagórek.
Pogodę miałyśmy cudną. Przez godzinę jechałyśmy nawet w pełnym słońcu.
To była jedna z tych wycieczek, gdy towarzyszy mi niezachwiana wiara w moje możliwości i niczym niezmącone uczucie wolności.
A po głowie kołatał się Grechuta (od Dzieciątka dostałam pełną dyskografię mojego ulubionego barda)
Niebieski młyn