avatar akacja68
Trzebiatów



Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(31)
Błoto, atak wściekłych gęsi i piach... (Czołpino-Stilo)
Wtorek, 14 sierpnia 2012 | dodano:15.08.2012
Km:91.50Km teren:40.00 Czas:06:30km/h:14.08
Pr. maks.:37.60Temperatura:20.0 Rower:cross trans pacific
Jadąc dzisiejszą trasę, kilka razy zastanawiałam się nad tytułem wpisu. Było i „Tonąc w błocie” i „Zagubieni w Słowińskim Parku Narodowym”, „W poszukiwaniu zagubionej latarni”, „pojawiam się i znikam, i znikam, czyli R10”. Co kilkadziesiąt kilometrów zmieniała się koncepcja, bo wiele się działo. Wreszcie Gui zaproponowała ten, który jest.
Ale od początku...
Po zjedzeniu pysznego śniadania zaserwowanego nam na campingu w Szmołdzińskim Lesie (prawie jak Rzacholecki Las), wyruszyłyśmy o poranku do Kluk, by zwiedzić skansen. Poszło nam szybko, bo... był jeszcze zamknięty i tylko chałupy z zewnątrz pooglądałyśmy. W świetnych nastrojach ruszyłyśmy R10 przed siebie , dołączyłyśmy do pary bikerów zmierzającej w tym samym kierunku i... od razu zapadliśmy się w błocie- zgubiliśmy szlak. Po chwili błądzenia wróciliśmy do miejsca, gdzie powinniśmy jechać i pojechaliśmy- całe 100 metrów, bo potem było: pchanie, ciągnięcie, wciąganie, wypychanie, przekładanie , przenoszeni- czyli kilka kilometrów nieprzejezdnej ścieżki. Dobrze, że było nas czworo, bo chwilami wszyscy byliśmy potrzebni do przeprawienia jednego roweru.Za mostem , jak powiedział miejscowy Słowiniec było już lepiej. Kolejny Słowiniec pokazał gdzie dalej jechać, tylko nie uprzedził, że drogi strzeże stado szarych gęsi. Były bojowo nastawione do rowerzystów i pogoniły za nami- zwłaszcza jedna bardzo chciała przyczepić się do sakw Gui. Potem był piach i Łeba. Zjadłyśmy obiad i pognały na ruchowe wydmy. Pognały, to trochę na wyrost, bo ilość wędrujących w te i we wte turystów i wczasowiczów znacznie utrudniała płynną jazdę. W Łebie skorzystałyśmy z pomocy Informacji Turystycznej- kompetentny młody człowiek dokładnie powiedział którędy najlepiej dojedziemy do latarni Stilo i pojechałyśmy.
Już już widziałyśmy majestatyczna latarnię, gdy zaginęła zza wydmą i trochę trwało nim mozolnie wspięłyśmy się na szczyt wydmy, by wejść na latarnię. Kilka pamiątkowych zdjęć i teraz już snujemy się koło za kołem w poszukiwaniu noclegu. Gui kategorycznie odmawia powrotu na R10, która to jest, to jej nie ma , więc jedziemy asfaltem z nadzieją znalezienia pola namiotowego. Wreszcie prawie o zmroku trafiamy nad Jezioro Chorzewskie, gdzie rozbijamy się na polu biwakowym. Jezioro, wędkarze, komary i my. Szybkie mycie w jeziorze, pierwsze użycie kuchenki gazowej (przynajmniej wiemy, po co ją taszczyłyśmy) i padamy. To był szalony dzień. Nie mamy nawet siły na wysmarowanie obolałych mięśni.


komentarze
Jak to bywa na takich wyjazdach, przygód i niespodzianek mnogo. Będzie co wspominać :)
rowerzystka
- 20:44 środa, 15 sierpnia 2012 | linkuj
Niestety tamtego odcinka R10 nie da się przejechac bez przygód...my też opuściliśmy i nadkładając asfalcikiem...Dalej juz będzie dobrze...Wytrwałości....
jewti
- 18:40 środa, 15 sierpnia 2012 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa kresi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]







archiwum

Moje rowery

Zieleninka 563 km
Selene 961 km
avantgarde comfort edition 2550 km
cross trans pacific 11476 km
Mój pierwszy rowerek
trek 7.3 20251 km

Spotkajmy się

Pogoda

Pogoda Trzebiatów